środa, 26 lutego 2014

Ulubieńcy - luty 2014r.



Zapraszam na ulubieńców najcieplejszego lutego w moim życiu :)

1. Zaczynamy od tego, na czym ostatnio skupiam najwięcej uwagi, czyli na włosach. Moim ulubieńcem w tym miesiącu była wcierka z Pokrzepol.


Skład: Aqua, Alcohol Denat., Betula Alba, Urtica Dioica, Rosmarinus Officinalis, Equisetum Arvense, Panthenol, Bis-PEG/PPG-20/20, Dimethicone, Citric Acid, Sodium Benzoate, 2-Bromo-2-Nitropropane

Skład niczego sobie, alkohol nie podrażnia mi skalpu, tylko teraz zastanawiam się co robi tu silikon. Co prawda jest daleko w składzie, ale jest- no i co on tu robi?! No a pozatym jednym minusem wcierka z pokrzywy, troszkę wpływa na wypadnie, jest bardzo poręczna w używaniu i nie kosztuje wiele. W tym miesiącu psikałam ją dość często :)

2. Peeling Bingospa - mocny peeling z kwasami. Bardzo lubię ten peeling ze względu na zawartość kwasów. Jest to wersja "mocna", więc i drobinki ma niczego sobie. Fajnie zdzierają. Po przemasowaniu zostawiam go jeszcze na chwilę, by kwasy miały możliwość zadziałania. Skóra jest gładka i przygotowana pod maseczkę :) Więcej o tym peelingu tu - klik -(wersja peelingu średnia).


3. Paletka Lovely - nude make up kit. Paletka za 12 zł - niczego sobie :) Za tą cenę oczywiście cudów nie będzie, ale za to przyzwoitość na poziomie. Cienie dobrze napigmentowane, na bazie trzymają sie cały dzień. Można sobie pokombinować z kolorami. Spoko :) Używałam ją bardzo często. Więcej o niej tu - klik !


4. Podróbka Beauty Blender - No name. Kupiłam ją kiedyś przy okazji zakupów na allegro. Oczywiście jest to dość tandetna podróba, lecz nakładanie podkładu na mokro jest bardzo fajną sprawą. Nie dość że cała aplikacja zajmuje dużo krócej niż nawet ręką, podkład jest równomiernie rozprowadzony, zostawia warstwę kryjącą i idealnie stapia się ze skórą. Super jest też do korektora pod oczy. Minimalnie zjada produkt. Ciężko się myje, ale jeszcze mi się nie rozwaliła- co jest dość popularne w podróbkach. Największy minus to to, że jest okropnie twarda !


5. Balea - krem do rąk z masłem shea. Uwielbiam kremy do rąk z pompką! Są mega poręczne. I jeszcze ta duża pojemność! Krem też ma fajną konsystencję - jest dość rzadki ale czuć go na skórze. Jest wydajny i bardzo szybko się wchłania. Zapach też na plus.


Mam kilka nowości i coś czuje że staną się ulubieńcami przyszłego miesiąca :)

Pozdrawiam Was - Mania :)

piątek, 14 lutego 2014

Pielęgnacja włosów z humorami, czyli jak nie daje się zwariować :)



Moje włosy są bardzo humorzaste. I nie, wcale tu nie chodzi o to, że żyją własnym życiem, puszą się i wyginają w każdą stronę. Nie. Moje włosy właściwie to...nie żyją. Czasem mój problem właśnie polega na tym, że nie ma w nich życia, nie współpracują ze mną tylko leżą oklapłe. Czasem zdarzają się lepsze dni, kiedy pięknie się unoszą robiąc wrażenie że jest ich więcej. Czasem humory moich włosów polegają na tym, że ni z gruszki ni z pietruszki wypadają. Źle im ze mną ? Potem ratuje się wcierkami i się uspokajają. Ostatnią moją zmorą jest łamliwość. Chyba stawiają opór wiązaniu i spinaniu...
Ogólnie, moje włosy są niskoporowe, proste, cienkie (ale nie rzadkie) i farbowane na rudo. 
Wciąż szukam idealnej pielęgnacji, która zrobi mi lwią bujną grzywę :)

Przedstawiam Wam pokrótce pielęgnację jaką aktualnie stosuję.

Zaczynamy od tego, co jest zawsze przed myciem:


Czyli wcieranie i olejowanie. Wcierki głównie na wypadanie włosów a oleje ze względu na łamliwość. Moim wielkim odkryciem jest olejek Sesa, który już po pierwszym użyciu zmniejszył moje wypadanie o połowę. Teraz mogę cieszyć się wielkim wysypem nowych włosków, które czasem nawet mnie denerwują. Aktualnie się skończył i używam wcierki na bazie pokrzywy z Pokrzepol. Ma wygodne dozowanie w postaci atomizera i całkiem fajnie mi się ją używa. Wpływa na zahamowanie wypadania.  Na całą długość włosów często kładę olej kokosowy, albo jakikolwiek jaki mam. Teraz trafiło na olejek z Alterry - migdał i papaja. 


Weszłam w świat kosmetyków rosyjskich i tak w moje ręce wpadł szampon Babuszki Agafii na propolisie kwiatowym, zwiększający objętość i maska z tej samej serii łopianowa wzmacniająca. Z szamponu jestem bardzo zadowolona. Jest wydajny, pięknie pachnie i naprawdę wpływa na puszystość włosów. Maska łopianowa nie obciąża, jest lekka, trochę wzmacnia włosy ale bez zachwytów. Stosuję jeszcze odżywkę z Alterry - granat i aloes, miałam kiedyś maskę, i nie widzę różnicy. Włosy są fajne, sypkie i błyszczące. Może mniej obciąża niż maska. Nowością na mojej półce jest chwalona maska z Alverde z avokado. Jest naprawdę dobra, ale gdy stosuję ją przed myciem, po myciu strasznie odciąża moje włosy.


Po myciu teraz wcieram we włosy ampułkę wzmacniającą z Marion. Jestem już przy ostatniej ampułce i mogę szczerzę polecić. Czuje, że moje włosy szybko spijają ten produkt, wzmacnia to je, i stają się bardziej sprężyste i odporne na łamanie. Następnie walczę z oklapem i stosuję piankę w sprayu zwiększającą objętość z Goldwell. Psikam kilka razy u nasady. Usztywnia i lekko podnosi włosy. Później, jak już ampułka się wchłonie to w końcówki wcieram olejek Schwarckopf BC oil miracle. Zabezpiecza końcówki, uelastycznia je i wygładza. Jest to wersja dla cienkich włosów, więc o obciążeniu włosów nie ma mowy. Na koniec stosuję mgiełkę termoochronną z Mariona. Mogę polecić :)


W jednym moje włosy są dobre, w nieprzetłuszczaniu się:) Mogę z powodzeniem sobie pozwolić na mycie co 3 dni. Jak dzień przed myciem włosy jednak są niefajne, przeciążone przez maskę, to stosuję suchy szampon z Isany. Jest fajny, wydajny, ładnie pachnie i nie bieli mocno włosów. Z Got2b mam jeszcze puder do stylizacji volumania odświeżający i dodający objętość z sprayu. Lekko odświeża włosy, odbijając u nasady. Pachnie mocno malinowo :) I z Got2b posiadam puder dodający objętości. Ten stosuje albo po umyciu, albo na 2 dzień. Włosy po zastosowaniu robią się lekko tępe więc przy roztrzepaniu ich robią się uniesione. Należy uważać, by nie przesadzić z dozowaniem. 


No i kolor. Często muszę malować włosy, bo jak to rudy, szybko się traci jego kolor. Ostatnio ratuję się maskami, które cudownie odświeżają kolor. Zachowują się jak szamponetki, ale są prostsze w użyciu i dodatkowo pielęgnują włosy. Pierwsze w moje ręce wpadły saszetki z Marion - regeneracyjna maska odżywiająca kolor. Więcej o niej tu- http://kosmetoloszka.blogspot.com/2013/12/jak-przeduzyc-rudosci-na-wosach-bez.html. Koszt niewielki, a cuda na głowie. Później jeszcze wynalazłam na allegro większej pojemności maskę, typowo fryzjerską- Kromask Inebrya. Również spisuje się dobrze, ale jest ciut droższa. Więcej o niej tu - http://kosmetoloszka.blogspot.com/2014/02/sos-dla-farbowanych-rudzielcow-inebrya.html. Bez obu tych masek nie wyobrażam sobie już życia :) Ratują moje włosy przed co 3-4 tyg farbowaniem. Aktualnie mijają dwa miesiące od ostatniego:) Na samym początku przygodny z rudym stosowałam płukankę miedzianą z Flor Illum, ale ona tylko delikatnie wpływa na nie wypłukiwanie się koloru. 


I na sam koniec przedstawię Wam sprzęty jakie używam do włosów. Zazwyczaj zaraz po myciu suszę, bo inaczej oklap na maxa. Zwykłą suszarą, z jonizacją. Potem używam mojego cudeńka, bez którego nic już nie byłoby takie same. Jest to lokówka obrotowa Philips Volumebrush lonic. Ma ustawienia ciepła, zimna i care - czyli najodpowiedniejsze dla włosów. Ma zmienne obroty, oraz ustawienia szybkości. Dwie różnej wielkości szczotki z włosia naturalnego pięknie wygładzają włosy. Już nie wspomnę że są pięknie podwinięte i odbite u nasady. Po zakupie tej lokówki moje życie stało się o wiele prostsze:) Po podkręceniu, jeszcze na ciepłe włosy nakładam duże wałki, i zazwyczaj wtedy się maluje. Włosy stygnął i jeszcze bardziej się podkręcają. Wtedy mam pewność że nie wywinął się na zewnątrz :) Przy delikatnych włosach w rozczesywaniu służy mi szczotka z Top Choice z włosiem dzika. Rozczesuje bez szarpania nawet mokre włosy. Uwielbiam ją!

I tak aktualnie wygląda moja rutyna włosowa. Dobrze mi służy, ale ciągle szukam cudownych odkryć na mega objętość i wzmocnienie włosów. Sposób na kolor już znalazłam :)

Pozdrawiam Was - Mania :)






poniedziałek, 10 lutego 2014

Sos dla farbowanych rudzielców - Inebrya Kromask- maska odświeżająca kolor włosów.

Poznajcie moje najnowsze odkrycie i zbawienie dla farbowanych rudzielców! :)


Znacie ten ból, kiedy po tygodniu od malowania włosów wasz kolor blednie? Najbardziej dotyka to właśnie wszystkie czerwienie i odcienie miedzi. Jakiś czas temu pisałam o masce z Mariona ożywiającą kolor włosów farbowanych w saszetkach. Niedawno wykukałam na allegro pewną nowość, i nie wahałam się z jej kupnem! :)

Jest to Inebrya Kromask Professional, Nourishing Colour Mask - maska odświeżająca kolor.

Koszt maski jest nie mały bo ok 40-50 zł. Pojemność to 300ml. Dostępność - allegro.


Wybór kolorów masek do odpowiednich włosów jest większy niż przy Marionie - srebrny, beż, złoty blond, kasztan, miedź,czekolada, wiśniowa czerwień, viola 
Ja wybrałam oczywiście miedź. Maska ma kolor intensywnie miedziano- czerwony. Konsystencja bardzo gęsta, i trochę mało wydajna.
Producent zaleca stosowanie rękawiczek ochronnych podczas aplikacji, bo maska rzeczywiście bardzo farbuje.



Opakowanie posiada pompkę, co ułatwia stosowanie maski.
Użycie jej jest trudniejsze niż zwykłej maski lecz łatwiejsze jak szamponetki :) Ze względu na to, że jest dość ciężka do nałożenia, ponieważ ma tępą konsystencję, nakładam sobie ją pasmami, skupiając się na odrostach i przodzie włosów. Te z tyłu traktuje po macoszemu niedokońca dokładnie je pokrywając.


Podczas pierwszego mycia woda spłukiwana ma bardzo intensywnie zabarwiony kolor, ale efekt na włosach nie zmienia się drastycznie. Po drugim myciu włosy robią się miedziane. Po trzecim już zostają resztki. Po czwartym myciu już proszą o ponowną aplikację. Przy mojej częstotliwości mycia włosów zabieg z użyciem tej maski stosuje raz na 2 tygodnie, wiec jest całkiem w porządku. Gdyby nie odrosty porzuciłabym malowanie farbami chemicznymi.


Odrazu po użyciu maski odrosty nie są aż tak widoczne, skóra głowy również jest zafarbowana. Podczas pierwszego mycia zmywamy kolor ze skóry i odrosty stają się widoczne.


W porównaniu z maseczką Mariona kolor jest bardziej miedziany niż czerwony. Obie wypłukują się tak samo, czyli 2-3 mycia. Dwie saszetki Mariona to koszt ok 3 zł - 20 ml x2 czyli 40ml.  Maska Kromask to koszt 50 zł - 300 ml. Czyli taniej wychodzą saszetki. Jedak efekt jaki daje Kromask podoba mi się bardziej, jest bardziej intensywny a włosy są błyszczące. Opakowanie 300ml myślę że starczy mi na około 10-15 użyć. 
Aktualnie jest to mój ulubieniec :) Polecam Wam serdecznie, do wszystkich kolorów włosów między malowaniami, by dać włosom odpocząć :)

Pozdrawiam Was- Mania :)





piątek, 7 lutego 2014

Mój pierwszy rozświetlacz - czyli Biedronkowe łupy!

Biedronkowe łupy :)

Od niedawna w Biedronkach nie pokazują już się nowe produkty Bell. Od teraz to Ladycode by Bell :) Są to takie same kosmetyki co w szafach Bell w drogeriach, z tym że w niższych cenach :)
Tym razem skusiłam się na podkład czy krem DD :) oraz rozświetlacz, którego opinie skrupulatnie sprawdziłam przed zakupem.

Zacznijmy od matującego fluidu ochronnego czyli DD.
Jest jeszcze dostępny w Biedronkach. Koszt to ok 11-12zł. Mój kolor to najjaśniejszy 01 Light Beige.
Podkład ma za zadanie matowić skórę i ochraniać ją przed czynnikami zewnętrznymi. Ma nie tworzyć efektu maski oraz posiada filtr UVB, ale nie jest napisane jaką ma wartość.


Opis na opakowaniu :


Precyzyjny aplikator, który dozuje niewielkie ilości fluidu:


Konsystencja fluidu jest na tyle gęsta, by nie spływać zaaplikowana na dłoń oraz na tyle lekka, że przy rozprowadzaniu szybko stapia się ze skórą.


Mam kolor najjaśniejszy, mimo to nie polecam go dla bladziochów, ponieważ zauważyłam że lekko ciemnieje. Na ręku jest spora różnica. Po nałożeniu na twarz, nie widać jako takiego ciemnienia.
Na zdjęciu podkład na dole jest położony kilka minut później niż ten na dole.


Na twarzy prezentuje się tak:


Podkład rzeczywiście matowi, na zdjęciu nie jest niczym przypudrowany, a nie świeci się. Może podkreślać suche skórki w bardziej widoczny sposób. Nie wchodzi w pory. Ładnie się stapia, staje się prawie nie widoczny. Co do krycia, to ma bardzo lekkie. Konsystencja nie jest mokra, dość szybko zastyga. Jedyny minus to fakt, że lekko ciemnieje, więc radzę odrazu kupować najjaśniejszy kolor:) 
Cóż, za taką cenę, to mogę go polecić :) Zostawię go na letnie miesiące, ze względu na filtr (choć nie wiem jaki) oraz ze względu na lekkość.


A teraz rozświetlacz:


Odkąd go kupiłam, stosuje codziennie :) Również ostatnio widywałam go w Biedronkach, jego koszt to 12 zł. 
Jest to puder rozświetlający, a nie rozświetlacz :) Co pisze producent -->


"Specjalnie na tę jedyną noc w roku" heh- produkt pochodzi jeszcze z okresu świąteczno- sylwestrowego, dlatego ten opis :) Co nie znaczy, że nadaję się tylko raz do roku :P 


Jest bardzo pudrowy i miałki. Nie robi plam, ładnie się rozciera. Można nałożyć więcej i mniej. Lekko bieli cerę, więc nie należy przesadzić z jego aplikacją zwłaszcza tuż obok bronzera :)


Nie jestem obiektywna, bo nie miałam wcześniej takiego typu rozświetlacza, ale mi odpowiada i ja jestem z niego zadowolona. Ja zawsze do tej pory stawiałam na mat, przy mieszanej cerze. Jak na wypróbowanie za niewielki koszt można sobie pozwolić, a potem kupować droższe rozświetlacze, jeśli dobrze czujemy się w tym "blasku" :)

Widziałam jeszcze pomadkę - ala tint, kusi mnie bardzo, ale nie mogłam znaleść recenzji na jej temat...

Także zapraszam na zakupy :) Pozdrawiam Was - Mania :)

środa, 5 lutego 2014

Rocznica i ulubieńcy stycznia 2014r.


            Tak, dziś mija roczek mojego blogowania :) Sto lat, sto lat! Życzę sobie dużo weny do pisania nowych notek, dużo milionów by kupować nowości kosmetyczne oraz wytrwałości, ponieważ mimo tego, że nie podbiłam jakoś znacznie blogosfery, wciąż mam ochotę coś tu naskrobać :P
Rok temu bloga otworzyłam projektem denko :) Dziś w rocznicę przedstawiam Wam moich ulubieńców styczniowych. Zapraszam!


1. Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Tradycyjny syberyjski szampon do włosów nr 4 na kwiatowym propolisie. 
To mój pierwszy rosyjski szampon, a już przypadł mi do gustu. Ma on dodawać objętość i puszystość. Ma w sobie same cudowne składniki naturalne. (Skład i opis na wizażu - tu.) Super pachnie, jest mega wydajny (600ml). Nie obciąża włosów, dobrze myje. Włosy po nim są pachnące i naprawdę puszyste. Jego koszt to ok 25zł. Dostałam go nawet stacjonarnie. Jak się mi skończy, kupie inny rodzaj:)



2. Marion, Hair Therapy, Ampułki do włosów `14 - dniowa kuracja wzmacniająca`
Minął już miesiąc, nawet ponad od kiedy zaczęłam stosować tą kurację. Zauważyłam znaczną poprawę. Włosy miałam strasznie łamliwe i cienkie. Teraz znacznie się pogrubiły i są bardziej elastyczne. Same ampułki są bardzo łatwe w stosowaniu. Opakowania są wielorazowe, nie ma konieczności zużycia całej ampułki. Ładnie pachną i nie obciążają włosów. Mają lekko olejową konsystencję. Napewno kiedyś do niej powrócę. Koszt ok 7-8 zł za 5 ampułek. Jedna starcza mi na 3-4 użycia.


3. Tisane - balsam do ust. 
W tym miesiącu najchętniej sięgałam po niego. Najlepiej radzi sobie z moimi spierzchniętymi ustami. Jakoś tej zimy wyjątkowo sobie nie radzę z pielęgnacją ust. Po zastosowaniu Tisany czuję natychmiastową ulgę. Ma bardzo dobry skład, beż żadnych wazelin i parafin. Zaczęłam stosować też co na rzęsy i brwi, i już po kilku zastosowaniach widzę poprawę:)


4. Golden Rose - Carnival nr 01.
Super ekstra bombastyczny top coat. Daje fajny efekt jakby białej mozaiki, nierównomiernych kształtów, taki moro. Jest w nim zanurzone białe konfetti o nieregularnych kształtach- większe i mniejsze, i całkiem malutkie. Przedłuża trwałość lakieru. Nadaję się na wszystkie kolory, na te jaśniejsze też. Najlepiej mi się podoba na ciemnym szarym. Można położyć jedną warstwę, wtedy jest mniej drobinek, przy drugiej warstwie robi się już ich całkiem sporo. 


5. INGLOT - cień matowy nr 358.
Mój nowy ulubieniec do brwi. Matowy odcień chłodnego brązu. Na szybko i brwi zrobione.



6. LADYCODE by Bell - puder rozświetlający.
Mój pierwszy rozświetlacz tego typu. Mam cerę mieszaną, więc zawsze mój pierwszy cel to było zmatowienie jej. Zachęcona dobrymi opiniami i niską ceną skusiłam się na zakup w Biedronce, tak na próbę. I jest całkiem spoko, jak się oczywiście nie przesadzi :) Efekt jest delikatny, nie brokatowy, taki rozświetlający :) Więcej o nim w przyszłym poście:) 



I tak zleciał  styczeń, dziś 5 luty -  moje imieniny :)

Pozdrawiam Was- Mania :)