Dziś już mogę powiedzieć, że pomadko-manię mam już za sobą. Przez pewien okres swojego życia nie uznawałam pomadek, miałam tylko jakiś bezbarwny balsamik. Podczas wkręcania się z blogosferę nagle poczułam potrzebę używania pomadek! W przeciągu kilku tygodnio-miesięcy nadrobiłam swoją kolekcję, ale w porę też się opamiętałam - kiedy ja je wszystkie zużyję?! Tak więc zaprzestałam kolejnych zakupów. No chyba że wpadnie mi coś cudownego w ręce:) Dziś przedstawię Wam dość skromną, ale i też dużą jak dla mnie kolekcję pomadko-błyszczyko-tintów ustynych :)
Na pierwszy rzut moje ulubione Eliksiry z Wibo. Tu w kolorach 4 i 7 (róż ciemny i jasny) oraz 8- koralowy.
Są mocno napigmentowane, w korzystnej cenie, nie wysuszają ust, lekko się błyszczą. Jedyny minus to opakowania, które zdzierają się po tygodniu. Dostępne w każdym Rossmanie.
Kolejne moje ulubione to również w korzystnej cenie (ok 10zł) pomadko-błyszczyki z Celii.
Półtransparentny kolor, daje efekt błyszczyka. Nawilża. Świetne opakowanie! Minusem jest dostępność (osiedlowe sklepiki) oraz to, że pomadka jest bardzo miękka i pod wpływem ciepła rozpływa się.
Pomadki z KOBO cechują się intensywnością koloru, ale niestety bardzo podkreślają suche skórki.
Mam pomadki z dwóch serii - pomarańczową z Fasion Colour oraz głęboką fuksję z Celebrity Lips. Obie mają taką samą formułę.
Na zdjęciu pomarańcz wyszedł trochę za czerwono, w rzeczywistości jest poprostu pomarańczowym może z małym dodatkiem koralowego. Różowy natomiast jest satynową fuksją, bardzo intensywną.
Teraz Essence - 55 coralize me! to kolor koralowy :) Posiada drobinki brokatowe, ale nie są one mocno widoczne a kolor na ustach wygląda naturalnie. Drugą jest 44 almost famous - typowy czerwony. Jest trochę "błyszczykowy" więc jedno pociągnięcie nie daje w pełni głębokiej czerwieni - kolor można stopniować.
Dawno, dawno temu, na allegro...kupiłam sobie pomadki firmy Revlon, po taniości :)
Jedna w soczystej czerwieni, druga brudny róż, nudziak.
Co prawda nie utrzymują się jakoś wybitnie długo, ale dają fajne satynowe wykończenie. No i nie były drogie. Nie wiem w sumie czy jeszcze można je gdzieś kupić. Nazywają się Vital Radiance.
Teraz błyszczyki z Essence :
Znany wszystkim Stay with me - wydajny i gęsty błyszczyk- tu w kolorze czerwonym 07 Kiss kiss kiss. Można stopniować kolor. Miałam jeszcze popularnego Milkshake- nie omieszkam go ponownie kupić. Chyba mój pierwszy zdenkowany błyszczyk :P
Drugi błyszczyk jest matowy- oj długo za nim "biegałam" aż w końcu go dopadłam i poczułam wielkie rozczarowanie. Tak nieładnie zbiera się kreską na ustach, że po pierwszym użyciu odłożyłam go na bok ;/ Jest to 01 Velvet Rose. Ktoś chętny ? :)
Błyszczyk z Inglota posiada dość kleistą formułę przez co nie jest za często używany. Włosy przyklejają się do niego jak muchy na lep :) Nazywa się Yogurt i jest z pomarańczowymi drobinkami. I jest wyduszany, nie lubię takich :P
Drugi z Ingrid- No limits color. Kupiony za grosze sprawuje się całkiem fajnie. Jest z aplikatorem, konsystencję ma przyjemną. Kolor transparentny w odcieniu różowego. I ładnie pachnie:)
I na koniec wisienka na torcie, moje ulubione tinty z Bell :) z Biedronki :)
Teraz widziałam na końcówkach za jakieś 3-4zł !
Są cudne. Trzymają się długo. Różowy najbardziej. Czuć jak się "wżera" w usta i pozostaje naprawdę na długo, długo. Nie straszne mu jedzenie i picie.
Drugi w kolejności to pomarańczowy, który raczej określiłabym w tonacji różowej. Trzyma się krócej i jest mniej intensywny na ustach. Taki codzienniak.
Trzeci to czerwony. No zdecydowanie najmniej wytrzymał na moich ustach. Kolor też najmniej mi się podoba z całej trójcy.
Mogę polecić z czystym sumieniem!
Oczywiście po przegrzebaniu torby i wszystkich kosmetyczek znalazłam jeszcze kilka pomadek :)
Ale niestety nie załapały się na "sesję" :)
Pozdrawiam Was- Mania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz